Pięć złotych kamyków
Fragment książki
„Moje serce jest w tym kamyku”
Tego pięknego ranka pewna sympatyczna starsza pani ciężko dysząc wspinała się pod górkę, która wiedzie do naszego domu.
W torebce niosła skarb: pięć maleńkich, złotych kamyków.
Położyła je z namaszczeniem na kuchennym stole.
Usiadła i zaczęła opowiadać:
– W imieniu moich wnuków, Walerii, Racheli, Marka, Moniki i Roksany, przynoszę te pięć kamyków.
To Waleria wpadła na pomysł, żeby pomalować je na złoty kolor.
Po czym dodała:
– W życiu, jeśli się dobrze przyjrzymy, czasami szare kamyki zamieniają się w grudki złota, a brzydkie ropuchy przeistaczają się w piękne księżniczki. Dobrze pamiętam narodziny Walerii. Poród był trudny i bardzo się o nią baliśmy. Zastanawialiśmy się czy wszystko pójdzie dobrze, czy Waleria przeżyje.
Nie było to takie oczywiste. Na szczęście w ciągu kilku dni wszystko się wyjaśniło… A raczej nie do końca wszystko. Od samego początku Waleria nie widziała. Pokochałam mocno dziewczynkę i chciałam, żeby się jej poszczęściło, bo wiem dobrze, co znaczy zmagać się z życiem od najmłodszych lat. Sama pochodzę z bardzo biednej rodziny… Lekarze nie potrafili na to nic zaradzić, dlatego zapisali Walerii okulary. Tak więc już od dzieciństwa dziewczynka nosiła ogromne okulary ze szkłami grubymi jak dno butelki. I stawała się coraz bardziej nieszczęśliwa.
Kiedy poszła do szkoły, było jeszcze gorzej. Wszyscy się z niej wyśmiewali. W klasie dzieci mówiły, że wygląda jak żaba albo jak kobra… Pewnego dnia ktoś napisał kredą na szkolnym murze wielkimi literami:
„Waleria = żabie gały”.
Dziewczynka wróciła do domu z płaczem. Tato przytulił ją i próbował uspokajać.
Daremnie. Waleria krzyczała z wściekłości i rozpaczy, aż w końcu zrzuciła okulary tak, że potłukły się na tysiąc drobnych kryształków, które rozsypały się po pokoju.
Tato zasmucony wielkim nieszczęściem córki wziął wiadro i szczotkę, i poszedł do szkoły.
Szorował szkolny mur, aż nie zniknął nawet najmniejszy ślad po słowach, które bardzo zraniły Walerię.
Nigdy dotąd ściana nie lśniła taką czystością. W klasie nic się jednak nie zmieniło.
Waleria wróciła bez nieszczęsnych okularów. Niestety, odtąd niczego nie widziała i co rusz wpadała na kogoś, to znów deptała komuś po palcach.
Nie mogła przeczytać, co było napisane na tablicy, a kiedy przeglądała książki, wszystko przykrywało się mgłą i nic nie miało sensu.
Dzieci myślały, że Waleria specjalnie udaje łamagę. Mówiły, że jest głupia. Głupia jak koza, głupia jak but!
Dziewczynka bardzo cierpiała, kiedy jej dokuczano. W tym czasie również jej oceny spadały na łeb na szyję. Dwaj koledzy Britt i Iwan próbowali jej bronić, ale często samotnie, nie mieli odwagi stawić czoła całej klasie.
Czasami rano bolał Walerię brzuch, Innym razem dokuczała jej głowa… Dziewczynka robiła wszystko, żeby tylko nie iść do szkoły.
Nawet chowała się pod łóżko, oby tylko o niej zapomniano.Jak się o tym dowiedziałam, to zabolało mnie serce. Przecież to niesprawiedliwe!
Zebrałam całą moją odwagę i poszłam do szkoły, najpierw do wychowawczyni, a potem do dyrektora.
Wstąpiłam też do gabinetu lekarskiego wszystkim powtarzając: „Musicie nam pomóc! Musicie pomóc Walerii odnaleźć radość życia, radość nauki. Ona już za długo cierpi!”
Lekarz zdecydował, że dziewczynka potrzebuje nowej pary, ładnych okularów, oczywiście ze specjalnymi cieńszymi szkłami.
Kosztowałoby to drożej, ale mieli znaleźć na to jakiś sposób… Czy to jednak wystarczy?
Do czego nada się nawet najpiękniejsza para okularów, jeżeli po drugiej stronie szkieł, w samych oczach, kryje się strach?
Starsza pani zamilkła i napiła się herbaty, po czym kontynuowała opowieść: Znam jeszcze inne dzieci, które, podobnie jak Waleria, panicznie boją się szyderczego spojrzenia innych. Spojrzenia, które, tak jak zatruta strzała, rani prosto w serce.
Oczy Walerii były uwięzione w ciemnościach właśnie przez te obawy. I zapadały się coraz bardziej. Nikły.
Widziały jeszcze mniej jasności. Nie miały już odwagi patrzeć nawet na skrawek świata tuż przed samym nosem.
Myślę, że wychowawczyni Walerii zrozumiała, że dziewczynce, oprócz ładnych okularów, potrzeba czegoś więcej, by znów się radować.
Pewnego popołudnia więc, poprosiła do klasy uczniów z rodzicami i opowiedziała im historię Walerii od dnia narodzin, aż do chwili, gdy dziewczynka schowała się pod łóżko, żeby nie pójść do szkoły.
Wspomniała też sprawę napisu na szkolnym murze: ” Waleria = żabie gały ” Ci, którzy to nabazgrali, czerwienili się ze wstydu!
W ciszy wszyscy powrócili do domów.
Od tego czasu wszystko się zmieniło.
Britt i Iwan jako pierwsi podeszli do Walerii.
Poznali się, zaczęli rozmawiać, wspólnie się śmiać.
W ten sposób zagościła przyjaźń pomiędzy dziećmi, A Waleria na nowo była radosna i uśmiechnięta.
Poprawiła też oceny.
Nie dostawała już jedynek!
Najwspanialsze jest jednak to, że od tego czasu dziewczynka widziała wyraźniej!
Jasność wróciła w jej oczy.
Oto historia mojej wnuczki, która wreszcie znalazła przyjaciół.
Chciałam wam ją opowiedzieć, żebyście zrozumieli przesłanie, które przynoszę wraz ze złotymi kamykami.
Babcia podała mi kartkę papieru, na której było napisane: „Chciałabym, aby te złote kamyki stały się książęcą koroną. Czytałam bajkę, w której brzydka żaba zamieniła się w księcia tylko dlatego, że ktoś ją pokochał.” Waleria.